Powrót z przeszkodami…

Precision Air już raz dał się nam we znaki w trakcie tych krótkich wakacji, a w dniu powrotu dał ciała jeszcze raz. Ta wspaniała firma należy do tego samego sojuszu lotniczego, co KLM, który nas przetransportował z Warszawy przez Amsterdam do Afryki i miał nas zabrać z powrotem do kraju.

Zanzibar

Zanzibar

Ostatnie cztery dni w Tanzanii postanowiliśmy spędzić na Zanzibarze bycząc się, pławiąc w ciepłym oceanie, zajadając owocami morza i popijając wszechobecnym piwem Kilimanjaro (to nasz zdecydowany faworyt: na dalszych miejsca plasują się ex aequo Ndovu i Serengeti, a potem Uhuru i zdecydowanie na końcu Safari).

Dzień szósty i zejście

Dzień szósty i zejście

Nasz piątkowy atak na szczyt zaczął się… w czwartek. Dość łatwe 4 godziny marszu w trakcie dnia, docieramy do obozu Barafu na 4600 metrów; trochę snu, obiad, znowu sen, pobudka o 22.30 i po pół godzinie odziani we wszystkie ciepłe ciuchy, jakie mieliśmy, ruszamy do góry.

Dzień trzeci, czwarty i piąty

Wczoraj (dzień trzeci) wchodziliśmy z obozu Shira do obozu Barrancu – może sto metrów różnicy wysokości pomiędzy obozami, ale w międzyczasie weszliśmy na prawie 4600 metrów, co w chorym zamyśle przewodnika zapewnić ma aklimatyzację… tak wiec dreptaliśmy te niespełna 15 kilometrów w ślimaczym tempie, stawiając niemal tiptopki w rytm słów … Continue reading