Właściwie od tego należało zacząć, bo birmańska kuchnia to przede wszystkim rożne curry. Curry rozumiane jako mięso, ryba lub warzywa w niewielkiej ilości sosu, podawane z ryżem i rożnym wyborem dodatków. Sos doprawiony jest nie tak bardzo aromatycznie jak curry hinduskie i tajskie. Sosu jest niewiele i zazwyczaj przyrządza się go bez mleka kokosowego (jeśli jest inaczej, to w nazwie curry kokos będzie wyraźnie wskazany). Pachnie orzeszkami ziemnymi, sosem rybnym i chili, ale nie jest zbyt pikantny, jeśli ktoś chce ostrzej, to posypuje sobie chili lub balachaungiem (patrz niżej). Ogólnie birmańskie curry jest raczej proste i służy raczej zaspokojeniu głodu niż doświadczeniu kulinarnej ekstazy, ale bywa całkiem smaczne. Z tym ze zawsze bardzo tłuste – olej pływa po wierzchu.
Przykładowe zestawy jakie się nam trafiły:
W bardzo autentycznej chlewni w Nyaung Shwe:
- miseczka z curry z wołowiny lub baraniny
- porcja gotowanego ryżu
- male suszone rybki doprawione chili
- prażone orzeszki ziemne
- talerz świeżych warzyw (sałata, liście mango, marchewka, zielona fasolka, okra)
- miseczka rzadkiego sosu rybnego do maczania warzyw
- balachaung czyli posypka z suszonych ryb lub krewetek i chili, o intensywnym smaku i zapachu, który niektórzy mogliby bardziej dosadnie nazwać smrodem
W trochę bardziej turystycznej (ale bez przesady) knajpie w Mrauk U:
- talerz dużych krewetek w niezbyt ostrym oleistym sosie
- porcja gotowanego ryżu
- talerz gotowanej świeżo łuskanej fasoli
- warzywne curry z bakłażana, kalarepy (!), cebuli, fasolki itp.
- smażone słodko-kwaśne warzywa (kalafior, papryka, marchewka, kapusta itp.)
Cale szczęście, ze jest zwykle dużo dodatków, dzięki temu można sobie zapewnić urozmaicenie, bo samo curry jest dosyć monotonne.
W każdym razie, mówiąc z brutalna szczerością, po dokonaniu badań terenowych zakrojonych na szeroką skalę (gdzie siadamy tam jemy) i prowadzonych często z narażeniem życia (jemy surowe warzywa! zgroza, zgroza!), stwierdzam, ze kuchnia birmańska ze znanych mi azjatyckich plasuje się w moim subiektywnym rankingu na ostatnim jak dotąd miejscu, po malajskiej, tajskiej, potem długo długo nic, hinduskiej, kambodżańskiej i wietnamskiej.
Następnym razem napisze o birmańskim fast-foodzie i to pewnie będzie już ostatni post na ten temat. A z Singapuru pewnie nic nie opiszę, tam byłaby to strata czasu, bo lepiej zająć się po prostu jedzeniem niż pisaniem o jedzeniu.