Dziś wróciliśmy do NZ po czterodniowym wypadzie na Fiji, więc napiszę coś i o Fiji, i o Auckland, ale za to będę się streszczał :)
Fiji robi wrażenie jakby znajdowało się w połowie drogi miedzy Tajlandia, a Filipinami. Te same krajobrazy, które ogląda się na Filipinach: ledwo trzymające się drewniane chatki, nieco lepiej wyglądające szkoły w każdej wiosce, chude kozy i krowy pasące się przy drogach i duuużo zieleni – wszelkie odcienie, to głównie dlatego, że pora jest akurat niby deszczowa. To ostatnie przejawia się tym, że raz albo dwa razy na dzień coś pada, w wyniku czego temperatura spada może o 2 stopnie, tj. z 30 na 28… I parno.
Fidżyjczycy zaś maja bezpośredni sposób bycia, są grzeczni, mili, zagadają, ale jak dla mnie ten ich uświęcony zapewne tradycją styl jest zbyt bezpośredni i narusza trochę moja prywatność, w przeciwieństwie choćby do tajskiego (człowiek na wakacjach ma czasem ochotę nie otwierać gęby do nikogo…).
No i jedzenie też bliżej do Filipin, zdecydowanie…
W każdym razie pobyczyliśmy się trochę nad morzem, popływaliśmy i poopalaliśmy się, kiedy chmury pozwalały. Dziś jesteśmy już w Auckland, które co prawda nie jest stolica NZ, ale mieszka tu chyba z 30% ludności i to widać na ulicach. Pełno ludzi, gwarno, knajpy, ogródki – tu można się w końcu (pierwszy raz w tym kraju) poczuć jak w dużym mieście – oczywiście nie był to główny cel naszego przyjazdu tutaj :) A tak wygląda najważniejsza (a na pewno najwyższa…) budowla w mieście:

Auckland
Też jutro, ale wieczorem wsiadamy w samolot i w niedziele wieczorem polskiego czasu meldujemy się na Okęciu. Wszystko, co dobre musi się kiedyś skończyć, ale mamy nadzieje, że jeszcze kiedyś do Nowej Zelandii wrócimy – a szczególnie Wyspa Południowa jest tego warta.
kurde, a na tym fidżi, to poza brakiem prądu, telefonów i Internetu nie można też zdjęć robić?
Można, ale po co – morze, plaża, palmy, nic się nie dzieje. To już wszyscy widzieli na zdjęciach w zeszłym roku.
Można, ale nie można ich wysłać :)
Poważnie to parę zrobiłem, puszczę w niedzielę.
A na razie pozdro z Singapuru, przed nami ledwie 12-godzinny lot do Londynu… :/